Trzy godziny, które "made my day" (today)
- NiePoczytalna02
- 29 sie 2019
- 3 minut(y) czytania
Jeśli masz obok siebie kogoś, kto Cię wspiera, kto zawsze cierpliwie wysłuchuje Twojego narzekania, i którego Ty także wspierasz i słuchasz- masz szczęście.
Jeśli ktoś potrafi sprawić, że choć na moment zapominasz o troskach, że śmiejesz się do rozpuku, jesteś szczęściarzem.
Chyba czasem nie doceniam innych ludzi. Zaczynam ich doceniać, kiedy zostaję sama i czuję, że czegoś- kogoś- mi brakuje. Bo ludzie odchodzą. I nawet kiedy siedzę z przyjaciółką na stadionie, i śmiejemy się z jej durnych wpisów na jej fikcyjnym koncie (pozdro, Przyjaciółko ^-^), w mojej głowie pojawia się myśl "kurczę, kiedyś wszyscy umrzemy".
I nie zrozumcie mnie źle, nie jest to dla mnie jakieś epokowe odkrycie (jeśli już o to chodzi, to myślę, że w większości przypadków lepiej jest być tym martwym niż tym żywym- tym, który pozostał, okay? Ale o tym innym razem). Ale zanim odejdę, chcę jeszcze dogadać się ze swoim sumieniem. Bo coś mi mówi, że ostatnio nasz kontakt jest lekko niejasny ;). Ogólnie, nie wiem co mam robić.
Kontynuując, dziś o 16:00 byłam w dołku. Ciążyło na mnie straszne poczucie winy z powodu czegoś, co zrobiłam (albo raczej, czegoś czego NIE zrobiłam). O 19:00 byłam już daleko od tego dołka. No, może nie tak daleko, ale w każdym razie nie byłam już WEWNĄTRZ, okay? I chociaż te trzy godziny z "psiapsi" (xd, co to w ogóle za słowo? I czemu go używam?) nie rozwiązały moich egzystencjalnych rozterek, to doszłam do pewnych wniosków.
Po pierwsze, śmiech pomaga w codziennym funkcjonowaniu (oczywista oczywistość).
Po drugie, mówienie po angielsku przy grupie obcych chłopaków, którzy nie powinni rozumieć o czym mówisz (tzn. że mówisz o nich), nie jest zbyt dobrym pomysłem (nie pytaj, kto na to wpadł. Zgadłeś, drogi Czytelniku. Ja).
Ostatnie, ale nie mniej ważne, jeśli siedzisz z przyjaciółką na trybunach na stadionie, i obok będzie przechodził Twój kolega z podstawówki, nie myśl o nim. To niebezpieczne i przywołuje niepotrzebne wspomnienia. Powiedz "cześć" i na tym koniec (w moim przypadku to nie jest takie proste, a szkoda).
Żartowałam, to nie była ostatnia złota myśl.
Ta tez nie jest ostatnia, jakby coś.
Brzmi ona- trzymaj się ludzi, którzy Cię rozumieją, a jeszcze bardziej tych, którzy robią tak wiele, by Cię zrozumieć. Mam szczęście, bo są tacy wokół mnie.
Ostatnie- choćbyś całkiem się stoczył, choćbyś sądził, że niżej upaść nie można, wiedz, że wciąż jesteś człowiekiem. Aż człowiekiem. I póki żyjesz, możesz się zmienić. Choćby to zajęło Ci miesiące i lata, nie przestawaj próbować. Dostrzeż swoje błędy i ucz się na nich. Serio, ja też jestem teraz w okropnym momencie życia. Robiłam rzeczy, których tak naprawdę nie chciałam zrobić. Tak bardzo tego żałuję i nie wiem, jak z tego wybrnąć. Ale, jako żywo, dopóki żyję, mam szansę na zmianę. Dobrą zmianę (nie chodzi o politykę, nie wnikam w politykę ;D ). Najlepsza zmianę ever.
W każdym razie, podsumowując, warto poszukać wartościowych, dobrych ludzi. Warto być kimś takim, kto nie ciągnie w dół, ale pomaga wspiąć się jak najwyżej w jungowskim drzewie samorealizacji, czy jak to się tam zwie. Albo po prostu być kimś, kto czyni innych szczęśliwszymi i żyje w zgodzie z samym sobą. Tyle i aż tyle.
A tutaj link do piosenki tak BARDZO podsumowującej moje wakacje. I prawie całe dotychczasowe życie! https://www.youtube.com/watch?v=fhshMjRNhs0
Dajcie znać w komentarzach co myślicie o moich super radach. Mam nadzieję, że udało mi się wywołać choćby przelotny uśmiech na czyjejś twarzy.
Pozdrawiam,
Wasza Niepoczytalna.
O tak, dobrze wiem, huehue
wiesz ze na mnie tez xD? tez dodałam posta, z resztą wiesz xDD
Dzięki, Gosia. To ta pizza podziałała na mnie tak twórczo 😁
to jest po prostu piękne:,)