top of page
Szukaj
  • ZdjÄ™cie autoraNiePoczytalna02

Nekrolog.

Kilka dni temu w tajemniczych okolicznościach, świat niezupełnie żywych, acz działających urządzeń opuścił mój telefon. Nazywałam go Zbigniew, więc z szacunku do jego pamięci (Boże, on miał TYLE pamięci. Nigdy nie zmuszał mnie do zwalniania miejsca gdy instalowałam nowe aplikacje) tak będę o nim mówić i teraz.


Jak do tego doszło - nie wiem, cytując klasyka. Oglądałam serial około godziny szóstej (rano, bo popołudniami jestem prawie martwa z powodu Nauczania Zdalnego/ oglądam nieprzyzwoicie wczesne zachody słońca, a potem gapię się na ciemne niebo i zastanawiam się ile kosztuje teleskop, ale nigdy tego nie sprawdzam)

...no więc jestem w połowie odcinka ósmego i nagle ekran ciemnieje niczym niebo o szesnastej w zimie. Próbowałam przywrócić elektroniczne serce Zbigniewa do jego elektronicznego życia, ale na nic się to zdało.


To był wtorek, o ósmej zaczynały się lekcje, a ja byłam w stanie kompletnego skonfundowania. Prawda jest taka, że Zbigniew był jedynym elementem mojego życia, który towarzyszył mi we wszystkich konwersacjach, oglądał że mna te wszystkie filmy, widział memy, które ja widziałam. Na nim po raz pierwszy oglądałam Piratów z Karaibów! To chyba nie jest takie nieistotne. Więc rzecz jasna byłam psychicznie niezdolna do uczestnictwa w jakichkolwiek lekcjach. Obawiam się jednak, że usprawiedliwienie pod tytułem ,umarł mi telefon, nie zostałoby przyjęte, nawet na Nauczaniu Zdalnym (należy pamiętać że mam jeszcze Andrzeja. Laptop, w sensie. Fizycznie więc byłam zdolna).


Wobec tego, ostatecznie ukryłam wszystkie burzliwe emocje związane z tą niepowetowaną stratą i udawalam że nic takiego się nie stało.


Powiem tyle, Zbigniew wybrał sobie najgorszy możliwy moment na odejście. To nie powinno było się wydarzyć. Przecież ostatnio nawet nim nie rzucałam (a ten jeden raz w szkole to tak naprawdę nie była moja wina).


.


OKAY, WIEM.

Nie mam o czym pisac, więc piszę o czymkolwiek. Wiem ze to żałosne, aby traktować zepsucie się telefonu jako wydarzenie życia. Ale o czym mam pisać? Mojaegzystencja ograniczyła się do przechodzenia od łóżka do biurka, od pokoju do kuchni, od laptopa do okna (co prowadzi mnie do refleksji - naprawdę potrzebuję teleskopu). Ale przynajmniej znów zaczęłam czytać. Kiedyś jedna książka w dwa dni to była dla mnie codzienność, teraz to niekwestionowany sukces.


Poza tym, naprawdę brakuje mi Zbigniewa. I tego jak się na chwilkę zawieszal za każdym razem, gdy podłączałam do niego słuchawki. Przetrwał tyle moich napadów złości i zmian nastroju , ilu nie przetrwało/ nie przetrwałoby wielu moich ludzkich przyjaciół. A nimi przecież nie rzucam o ścianę, prawda?!


Wciąż brzmi to nieciekawie. Jakby moim najlepszym przyjacielem był telefon. Ale tak nie jest. A raczej nie było, bo przecież właśnie go straciłam (czytaj - telefon). Dzień w którym stracę osobę którą uwazam za najlepszego przyjaciela (czytaj - nie telefon), będzie dniem mojej przypuszczalnie największej porażki. Zawsze sobie mówiłam, że może i nie umiem w związki, ale przynajmniej jestem dobra w roli psiapsi. Głupio byłoby, gdyby okazało się, że jednak nie.


Dobra, koniec tej autodestrukcyjnej kompromitacji.

TA KLAWIATURA MNIE ZABIJA. Przepraszam za wszystkie możliwe literówki, ale to urządzenie (nie Andrzej) mnie zdecydowanie nie lubi. No cóż, nie ono jedno.


Mam nadzieję, że wszyscy zdrowi.

Chociaż przypuszczam, że nie wszyscy, w końcu mamy takie czasy, jakie mamy.


Trzymajcie siÄ™,

Niepoczytalna



139 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page